Dziś nie
będzie nowego pomysłu na urozmaicenie lekcji. Dziś będzie o pożegnaniu i matce
kwoce, która wypuszcza swoje pisklęta w świat. Jak się pewnie domyślacie jutro
moja wychowawcza, maturalna klasa kończy swą edukację na poziomie średnim.
Zamiast zwyczajowego “do widzenia”, powiemy sobie “żegnaj”.
Czy mi smutno? Owszem. Nie od wczoraj pracuję w szkole i nie jest to moja
pierwsza wychowawcza klasa, ale ta była wyjątkowa. Nie umiem tej wyjątkowości
zdefiniować, może po prostu nadajemy na tych samych falach?
zapisanie jednej anegdoty związanej z klasą. I wiecie co? Doszłam do wniosku,
że po pierwsze w mojej głowie rozpoczął się już proces idealizowania i
starannie wypieram te momenty, w których dali mi w kość. Po drugie zaś przyznam, że miałam nie lada kłopot. Próbowałam wybrać spośród wszystkich zdarzeń i wspomnień jedno i nie potrafiłam. Za każdym razem, kiedy zaczynałam myśleć o klasie otwierały się w mojej głowie różne szufladki ze wspomnieniami. A to jak w parki kręciliśmy “Lalkę”, a to znów jak K kwadrat podskakują korytarzem, trzymając się za ręce. Innym razem wraca do mnie wspólna wizyta w Domu Dziecka, po to by za chwilę ustąpić miejsca próbom poloneza i studniówce. Wiem jedno. Z całą pewnością jest to zespół, za którym będę tęsknić.