Bycie wychowawcą klasy maturalnej to spore wyzwanie. Kiedy ja zastanawiam się, jak moje dzieci zdadzą maturę, oni zachodzą w głowę, czy będzie studniówka. Ech. Ale umówmy się, ma to też swój niewątpliwy urok. W sumie ucieszyłam się, że moje kotki wytrwały w postanowieniu i w miniony piątek bawiliśmy się wspólnie podczas ich balu. Nim jednak do tego doszło, przeszliśmy daleką drogę…
Wrzesień. Zaczynamy zajęcia. Plany rozdane, przedmioty rozszerzone potwierdzone, pracujemy nad wstępnymi deklaracjami maturalnymi. Po raz pierwszy pada pytanie:
A co z naszą studniówką?
No własnie, co z tą studniówką? Klasy w mojej szkole są bardzo mało liczne. Organizacja tak dużego przedsięwzięcia będzie sporym wyzwaniem. Wspólnie ustalamy, że trzeba się dobrze zastanowić. Decyzja zapadnie podczas kolejnego zebrania.
Październik. Wiemy już, że chcemy, aby Czerwone Gitary odśpiewały :”za sto dni matura”. Czyżby? Rozmawiam indywidualnie z moimi wychowankami i wiem, że głosy rozkładają się po połowie. Część jest bardzo na tak, a część nadal mocno się waha. I co ja na to? A cóż mogę? Opowiadam o swojej studniówce, uśmiecham się do wspomnień, tym samym moje szkolne dzieciątka przekonują się, że warto zaryzykować. Dajemy sobie kolejny miesiąc na poszukanie lokalu, zorientowanie się w kosztach, rozmowy z Dyrekcją.
W listopadzie czuję już nerwową atmosferę. Czas nas niemiłosiernie goni, nadal niewiele wiemy. A dodatkowo czuję się dość niezręcznie. Nie jestem oficjalnym organizatorem tej imprezy, a muszę ingerować w jej ważne aspekty (kogo warto zaprosić? jakie jest moje zdanie w temacie alkoholu dla młodzieży? ech, staram się jak mogę nie wypaść z roli). Ostatecznie lokal zostaje wybrany, powstaje lista gości, zaczynamy próby poloneza (na ile par???).
Grudzień. Jednym słowem: SZALEŃSTWO. Polonez w proszku (odpowiadam za tę część, musi się udać!!!). Części artystycznej nie ma nawet w planach (za tę część również odpowiadam!!!). No i w co ja się ubiorę. Ustalono przecież temat imprezy: vintage. Czyli co? Przeglądam internet, na szczęście jedna taka M, która już kiedyś udzieliła mi stylistycznej podpowiedzi, dotyczącej biżuterii, pokazywał na swoim blogu przepiękna spódnicę (zajrzyjcie <tu>). Chyba się nada. Czas zamówić kreację. W międzyczasie Święta. Przez sen odliczam do trzech, niech już będzie po wszystkim!
I nadchodzi styczeń. Przerwa bożonarodzeniowa przedłużyła się niemal do trzech tygodni, więc po powrocie do szkoły po cztery godziny dziennie tańczymy. Tradycyjne przedstawienie zastąpi nakręcony w szkole film utrzymany w klimacie lat dwudziestych, pysznie wprost. Do tego wiem, że dzieciaki organizują stosowną do tematu muzykę (jestem pod wrażeniem, królują twisty i rock’end’role). Jest dobrze. Chyba zdążymy. Chłopcy wykonali piękny montaż, pary nie mylą kroków, aby do piątku szesnastego…
Niech żyje bal! Nadchodzi piątek, szesnasty dzień stycznia. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Od rana próba w lokalu (jeśli chcecie zobaczyć, gdzie się bawiliśmy zapraszam <tu> ). Trochę mało miejsca do tańca, ale damy radę! Film sprawdzony, działa (choć nie obyło się bez nerwów, ale to już nieważne). O dwudziestej z minutami startujemy. Moim maturzyści skupieni i poważni prezentują przygotowany układ. Dyrekcja i nauczyciele klaszczą, znaczy podobało się. Uff. Szybka przemowa w wykonaniu wychowawcy (czyli mnie, hehe) oraz Dyrekcji. A później już tylko zabawa (jak się okazało różnie rozumiana, ja wolę tańczyć, a dzieci robić sobie zdjęcia i wstawiać na fejsa, hehe). O czwartej nad ranem jestem w domu. Zadowolona.Wszystko się udało. Dziękuję kochani! Już wiem, że będzie mi Was bardzo brakowało.
2 komentarze “niech żyje bal”
M. dziękuje 🙂 Cieszę się, że świetnie się bawiłaś 🙂 W takiej spódnicy jakże mogło być inaczej 🙂 Heheheh
ps. słusznie zauważyłaś, Ty się bawiłaś, podczas gdy młodzież udawała, że się bawi, żeby inni widzieli, że się bawią
XXI wiek 🙂
Takie tańce były, że jeszcze dziś bolą mnie łydki, hehe. A ze swojej studniówki zapamiętałam właśnie taneczne szaleństwo i nieoczekiwany, spontaniczny występ zespołu, w skład którego wchodzili moi koledzy. Mieliśmy już komórki( choć prehistoryczne z dzisiejszego punktu widzenia ), ale to były inne czasy. Ech, widać wiele się zmieniło.