Dwudziestolecie międzywojenne to jeden z moich ulubionych okresów jeśli chodzi o polską poezję. Radość i witalizm skamandrytów wymieszane z eksperymentami futurystów i miejską metaforą awangardy, dają iście piorunujące efekty. Jak mówią moi uczniowie: przynajmniej wiadomo, o co chodzi 🙂
Kiedy omawiam z uczniami teksty literackie, ich sens i wymowę, staram się podkreślać, że sztuka nie jest hermetyczna, nie zamyka się w literach, słowach, obrazach. Tak na dobrą sprawę żyjemy w otoczeniu tekstów kultury, od poezji przez dramat, kino, malarstwo na muralach kończąc.
Gdzieś pośród tych przekazów można odnaleźć takie, które z powodzeniem realizują hasła międzywojnia. Moją uwagę przykuwają szczególnie teksty Tuwima (tak, tak, lokalny patriotyzm). Nie jest on, rzecz jasna, jedynym, ale zdecydowanie moim ulubionym przedstawicielem Skamandrytów, toteż na jego radosnej twórczości opieram zwykle cykl zajęć poświęconych Towarzystwu Stolikowemu.
I kiedy tak zagłębialiśmy się w ranyjulkowe meandry miasta, być “pohukiwać” na “psia kość i psia mać”, zaproponowałam moim licealistom analizę, dla porównania, testu “Ulice słońca” (znajdziecie go poniżej).
Budzę się rano i świat, który mnie śmieszyNaładowany snem spokojnym, chce kogoś pocieszyćŻe dobrze będzie, że pieniądze mylą, a to dlategoŻe ostudzone żądze giną i coś w tym bogategoUważaj, gdy słońce osiągnie zenit nad miastemZ pozycji, gdy każdego będzie mogło razić blaskiemPowtarzam, gdy słońce osiągnie zenit nad miastemZ pozycji, gdy każdego będzie mogło razić blaskiemUlicami słońca biegnę jak szalonyPorażony światłem i uspokojonyW uchu delikatnie rozbrzmiewa muzykaUltrafioletowo me ciało przenikaUlicami słońca zafascynowanyNawet cień leniwie chowa się pod ścianyJa pędzę, lecę, obezwładniony mocąTakie rzeczy nie zdarzają się nocąA nocą w kaskadzie świateł cień jest sprzymierzeńcemI niezauważony mogę przenikać wszędzie gdzie chcęUciekać, bo noc od dnia kusi większą siłąI straszy śmiejąc, że serca szybciej bijąA księżyc, który jest jasnym okiem ciemnościW nocy dzień, a ze dnia nocy biją się z zazdrościA księżyc, który jest jasnym okiem ciemnościW nocy dzień, a ze dnia nocy biją się z zazdrościUlicami słońca biegnę jak szalony,Porażony światłem i uspokojonyW uchu delikatnie rozbrzmiewa muzyka,Ultrafioletowo me ciało przenikaUlicami słońca zafascynowanyNawet cień leniwie chowa się pod ścianyJa pędzę, lecę, obezwładniony mocąTakie rzeczy nie zdarzają się nocą
Co mną kierowało? Może zgadniecie sami, jeśli nie, chętnie podpowiem. Otóż: znalazłam miejski, tętniący życiem krajobraz, który fascynuje i daje siłę do działania. Poza tym ustaliłam wraz z uczniami, że widoczny jest indywidualizm i nieskrywana radość życia osoby mówiącej. Do tego wszystkiego natura zdaje się podlegać antropomorfizacji (uczłowiecza się, nabiera ludzkich cech) by lepiej oddać relacje panujące między nią, a istotą ludzką (rodzaj symbiozy, wzajemnej zależności).
Dla porządku dodam, że teksty zarówno futurystów, jak i twórców awangardy krakowskiej również zostały przez nas dogłębnie zbadane (takie mam przynajmniej wrażenie). Jako ćwiczenie na podsumowanie poprosiłam, by dzieciaki skomponowały z podanych, rozpracowanych na zajęciach liryków własne wiersze (zgodnie z teorią <dekonstrukcji>), a następnie wskazały w nich cechy omawianych ugrupowań. Udało się, było warto 🙂
Zgodzicie się z naszymi spostrzeżeniami? Bardzo jestem ciekawa. Ach i jeszcze mała niespodzianka. <Oto> powód, dla którego przeczytaliście przydługi wstęp dotyczący wszechotaczającej kultury. Ciekawe, czy twórcy zgodziliby się z naszą interpretacją?