zacieram rączki

O tym, że warto mieć pasję wiadomo nie od dziś. O tym, co jest moją pasją, również nie muszę chyba nikomu przypominać. Pisałam o tym już nie raz. Jak się okazuje, jest to temat rzeka i chyba nigdy się nie wyczerpie, hehe. Oczywiście mowa o szyciu. Dziś jednak z nieco innej strony. Nie będę Wam rzecz jasna opowiadać o tym , jaki ściegi stosuję, gdzie i dlaczego. Nic z tych rzeczy. 

O czym zatem? O chwili, na którą czekam już po zamknięciu laptopa, kiedy złożę zamówienie na skrawki. O emocjach, które za każdym razem budzi przyniesiona przez kuriera paczka. Pewnie powiecie: głupia baba, czym się tu ekscytować. Tymczasem ja, niczym szalony małolat czekam, a później niecierpliwie otwieram pakunek, niczym najdroższy skarb. Czasem w pierwszej chwili myślę: ale kicha, nic z tego nie będzie. Zwykle jednak udaje się stworzyć coś nawet z takich kawałków, co do których miałam jak najgorsze przeczucia. Najczęściej powstają oczywiście torby. Zaczynam myśleć, że obdarowałam już chyba wszystkich krewnych i znajomych królika. Najlepszy Na Świecie Mąż nawet czasem żartuje, że powinnam na handel zacząć produkować. Może to jest myśl, hehe. Tylko czy znalazłabym wtedy na wszystko czas.

Jeśli zastanawiacie się, jak to możliwe, że zamawiam coś i sam nie wiem, co dostanę, to spieszę z wyjaśnieniem. W czasie, kiedy Jaśnie Panienka była jeszcze całkiem nieopierzonym pisklakiem, postanowiliśmy “się chustować”, znaczy nosić dzieciątko w chuście (doprawdy polecam, jak widzicie, czasem i do tej pory korzystamy z tego środka transportu), trafiliśmy na stronę jednego z polskich producentów chust (kto by pomyślał, że te polskie firmy działają na tak szeroką skalę, no, no). I tam okazało się, że można zamówić resztki obkrojonych materiałów. Dla nich- zbędny balast. Dla mnie- nieprzebrane bogactwo. Nim doszła do nas pierwsza zamówiona partia “materiałów” nawyobrażałam sobie, co to ja nie uszyję z tych cudnych wzorów. Tymczasem okazało się, że trafiły do nas niemal same “skosy” (obcięte po skosie końce chust). Wtedy pojawiała się idea toreb. Zwykłych, materiałowych, zakupowych. Tyle, że niepowtarzalnych, hehe. I tak się kręci. W międzyczasie zdążyłam opracować nowe techniki dobierania elementów (przy czym techniki to dużo powiedziane, po prostu stosuję różne układy moich puzzli i sprawdzam efekt, hehe).

Dlatego właśnie ostatnio zaniechałam nieco pisania. Miałam wenę. I dość nowych “cząstek”, aby się zająć składaniem całości. A efekty macie na zdjęciach. Sami oceńcie, czy było warto.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

2 komentarze “zacieram rączki”