Ferie minęły bezpowrotnie. Czas wrócić do schematu działania dom-praca-dom-praca. Jednak akumulatory belfrowej rodziny zostały podładowane i do wakacji energii powinno wystarczyć. A jak odpoczywa Belfer? Oceńcie sami 🙂
Zeszłoroczne wakacje spędziliśmy delektując się wiejskim życiem. Pisklęta na wybiegu, razem z kozami, owcami i wietnamskimi świnkami, nabywały wiedzy o “prawdziwym życiu”. Szalały do późnych godzin korzystając z uroków przyrody. Kiedy nadeszła zimowa przerwa w zajęciach, pomyśleliśmy: dlaczego by tego nie powtórzyć?
Zachęceni dobrym połączeniem kolejowym, urzeczeni troską i życzliwym podejście Gospodarzy, wyruszyliśmy do
<Agroturystyki przy Wąwozie>. Jeśli zastanawiacie się, co można robić przy zimowo nieokreślonej pogodzie na wsi, odpowiem Wam: dobrze się bawić.
Jaja decoupage
Już pierwszego wieczora przesympatyczna Pani Ania zaproponowała nam wykonanie tych niebanalnych ozdób wielkanocnych. Niewielkie doświadczenie w tej materii mieliśmy (zerknijcie
<tu> ). Okazało się jednak, że wytwory Gospodyni to prawdziwe dzieła sztuki i sami tez chcieliśmy takowe wyprodukować.
Wyposażyliśmy się więc w pokłady cierpliwości, wybraliśmy odpowiednie serwetki, przygotowaliśmy grunt (czytaj: pomalowaliśmy styropianowe jaja podkładem) i zaczęliśmy działać. Co prawda Pisklętom więcej czasu zabrało bieganie wokół stołu niż przyklejanie kolejnych elementów, ale ostateczne efekty przerosły nasze oczekiwania. Pięknie, niebanalnie i własnoręcznie wykonane. Drobne upominki dla najbliższych gotowe 🙂
Barany z masy solnej
Po pisankach przyszedł czas na masę solną. Temat znów nam znany, ale dane nam było poznać kilka sztuczek, dzięki którym wyroby są trwalsze i lepiej dopracowane (np. okazało się, że po dodaniu do wody niewielkiej ilości płynu do naczyń, masa solna jest bardziej elastyczna i nie pęka w trakcie pieczenia).
Tym razem dzieci chętnie i wytrwale uczestniczyły w warsztacie. Ugniatały, lepiły, toczyły kule. Na koniec, przy pomocy wyciskaczki do czosnku, “ubraliśmy” zwierzaki w warstwę sierści, a po wypaleniu w piecu, pomalowaliśmy lakierem akrylowym. Efekty możecie zobaczyć sami.
Koniki
Największym jednak hitem okazały się koniki. Wiedzieliśmy oczywiście, że Panicz lubi te wyjątkowe zwierzęta. Nie spodziewaliśmy się jednak, że i dla Panienki jazda będzie tak ogromną frajdą. Dzięki wspaniałej Pani Instruktor z kębelskiej stadniny, przejażdżki okazały się być prawdziwą przyjemnością dla obojga Piskląt.
Ostatniego dnia, kiedy Panicz czuł się w siodle całkiem pewnie, a zajęcia odbywały się na powietrzu, syn otrzymał możliwość “kierowania” koniem. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Wniosek nasuwa się sam- nie można takiej radochy dziecku odmówić. Koniecznie musimy się zmobilizować z zaglądać do Stajni “Przygoda” (o której pisałam
<tu> ).
Jak sami widzicie, lubimy aktywnie spędzać wolny czas. W drugim tygodniu ferii zaliczyliśmy jeszcze kino i łyżwy 🙂 A jak Wy korzystacie ze swobody urlopowej? Podobnie do nas? A może całkiem inaczej? Chętnie się dowiem.