Za dziesięć dziesiąta. Słoneczny poranek. Wysiadam niespiesznie z autobusu komunikacji miejskiej. Przemierzając zielony skwer, kieruję kroki w stronę Muzeum Kinematografii. To tam już za godzinę rozpocznie się najważniejsze dla mnie wydarzenie w kalendarzu szkolnym- finał konkursu filmowego.
Przez cały rok, wraz z moja niezastąpioną A. słałyśmy maile do różnych instytucji zdobywając kolejnych patronów, później zapraszając uczestników,a w końcu odbierając podarunki dla laureatów. Dziś wiem, że warto było. Dla takich chwil chce się żyć.
Jeden rzut oka i wiem, że zespół taneczny, który uświetnia uroczystość już jest. Przybył nawet Pan Trener, który czasem lubi się spóźniać. Zatem próba. Scena maleńka, dziewięć osób musi jakoś zatańczyć i nie spaść. Są dobrzy, dadzą radę.
Dziesiąta trzydzieści. do rozpoczęcia imprezy zostało pół godziny. Część zaproszonych ekip już jest. Dobrze, że słońce robi co może, aby dzień był piękny i można pójść do parku. Albo obejrzeć ekspozycję plenerową przygotowana przez Kinematograf. Nadal wszystko pod kontrolą.
Ostatnie przymiarki. Rozłożenie rezerwacji na krzesłach dla oficjeli, kontrola nagród. Filmy zaniesione już do miłych panów realizatorów. Przystojny młodzieniec przy wejściu odhacza na liście przybyłych gości.
No, no. Tylko Wyszczekana Okularnica nam się zestresowała. I niepotrzebnie. I tak wszystkie nutki w śpiewanej przez nią piosence będą na swoim miejscu. Idę o zakład.
Napięcie rośnie. Radosny tłumek kłębi się przy wejściu do sali kinowej. Lubię ten moment, w którym na wszystkich twarzach łączy się nieskrywana nadzieja na wygraną z podekscytowaniem. Jeszcze wszystko może się zdarzyć, jeszcze nie ogłoszono wyników. Każdy z nich może być zwycięzcą.
START. Poszła piosenka, na scenę wchodzą uśmiechnięci prowadzący. Wszystko przebiega, jak po sznurku. Wiele tygodni przygotowań i nic nie jest nas w stanie zaskoczyć. Jeszcze taniec i na scenę wchodzi Pani Dyr, która wraz z Przewodniczącym Jury (zwanym w niektórych kręgach Panem Dyrygentem) odczytają wyniki. Oklaski, oklaski. Niektórzy pławią się w euforii, inni nie ukrywają rozczarowania. A dla nas wszyscy są wygrani. Spośród siedemdziesięciu filmów wybrano właśnie te. Zatem musiały być najlepsze.
Światło gaśnie. Przenosimy się do świata wykreowanego na ekranie. Podążamy za bohaterem, dzielimy jego emocje. Zgadzamy się z wyborem jury lub nie. Każdy ma prawo do własnego zdania.
I jeszcze słodki poczęstunek, rozmowy z profesjonalistami od sztuki filmowej, a później obiecany warsztat. Jak to świetnie, że mamy możliwość odbyć zajęcia w Łódzkiej Filmówce. A może któryś z uczestników podejmie decyzję o zdawaniu egzaminów do Łodzi. Byłoby cudownie. Między innymi po to całe to zamieszanie z <Lekturami w kadrze>.
Na niebie złowieszcze błyski. Tylko burza mogłaby popsuć ten uroczysty dzień. A jednak. Przenosimy się do atelier. Nie ma już mowy o podglądaniu pracy z kamerą, ale oddychanie artystowską atmosferą- BEZCENNE.