Raz na jakiś czas człowiek wymyśli ciekawe przedsięwzięcie i ciągnie się za nim przez całe życie,hehe. Kiedy trzy lata temu opracowywałyśmy z moją uroczą, acz szaloną koleżanką ( inna nie wytrzymałaby chyba ze mną) pewien konkurs , w założeniach ogólnopolski, nawet przez myśl nam nie przeszło, że wszystko się tak potoczy. Pewnie, bardzo chciałyśmy żeby się udało, ale chyba nie do końca wierzyłyśmy, że wyjdziemy poza pierwszą edycję. Tymczasem właśnie szykujemy się do trzeciego finału.
Rola organizatora
Dlaczego o tym piszę. A dlatego, że odbyłyśmy dziś kolejne spotkanie w sprawie uzyskania funduszy na tak prozaiczne rzeczy jak choćby dyplomy czy statuetki. Nie mogę powiedzieć, potoczyło się w nieoczekiwanym kierunku, ale pozytywnie. Nie w tym rzecz. Stało się ono również przyczynkiem do oszacowania liczby “papierów”, które trzeba wypełnić, żeby nasze działanie w ogóle miało sens. Chcemy mieć patronów, proszę bardzo. Do każdej instytucji trzeba złożyć stosowne pismo. Czasem zwykłe podanie, czasem wielopiętrowy arkusz. I tak sobie siedzimy i kombinujemy co tu wpisać w mądre rubryczki. Miłościwie Nam Panująca Dyrekcja śmieje się, że mamy kłopoty, bo nie potrafimy się chwalić. Może tak być.
Ostateczny bilans jest taki: kładziemy na jednej szali cały trud włożony w przygotowania (łącznie ze straconymi w wyniku stresu kilogramami), a na drugiej satysfakcję, że znów się udało. Nie muszę mówić, co przeważa 🙂 Dlatego z lekkim sercem i głową pełną marzeń rzucamy się znów w wir przygotowań , za rok znów spotkamy się by oglądać Lektury w kadrze.