Nie oceniaj książki po okładce- mówi przysłowie. Im dłużej się nad nim zastanawiam, tym częściej dochodzę do wniosku, że może nie tyle o samą szatę w nim chodzi, co o to, by przestać w końcu nadmiernie interesować się cielesnością w ogóle. O, jakże byłoby to piękne i wpisujące się w najnowsze wytyczne! Tymczasem jednak nie o to chodzi…
czy to walka czy nie walka?
W ostatnich dniach dość intensywnie poddaję refleksji kwestie związane z tym, czego chcemy uczyć młodych ludzi. Ja wiem: od tego jest podstawa programowa, bym nie miała wątpliwości i dylematów. I w tym zakresie nie mam. Oczywiście wiem również, że głównym zadaniem szkoły jest uczyć, nie wychowywać. Co począć, gdy jednak mam wątpliwości (może nieco inne niż <Radomska>, którą serdecznie pozdrawiam, i z której wieloma opiniami się zgadzam). Gdy niepokojem napawa mnie fakt, że znów to, co powinno być dla nas ludzkie i oczywiste spychamy na margines, wciskamy w gorset dobrego wychowania i polewamy “demoralizowaniem młodych”. Czy faktycznie pokazywanie nastolatkom, jak piękny i różnorodny jest świat to coś złego? Czy postawa szacunku i otwartości na drugiego człowieka to zbrodnia? Pogubiłam się…
Gdy myślę o tym, co dzieje się obecnie w okołoszkolnych mediach społecznościowych, przed oczyma staje mi wiersz barokowego poety. Mikołaj Sęp- Szarzyński podejmuje w nim temat “wojny naszej, którą wiedziemy z szatanem, światem i ciałem” . Podmiot liryczny skarży się, że ciało podlegające zwierzchności ducha nie przestaje dążyć ku szatańskim przyjemnościom. Ufa jednak, że dzięki opiece boskiej dostąpi zbawienia. Brzmi znajomo? Czy takiego przekazu dla młodych ludzi dziś chcemy?
polub siebie, by polubić innych
Tak sobie myślę, że w dzisiejszych czasach raczej zwykliśmy mówić: pokochaj siebie, polub swoje ciało. Nie musisz się z nim bić. Nie musisz nikomu, niczego udowadniać. Cielesność nie jest, bądź nie powinna być, tematem tabu. Choć, gdy się nad tym zastanawiam, wciąż mam wrażenie, że tak wiele jest jeszcze do zrobienia (myśli takie nachodzą mnie szczególnie wtedy, gdy na przykład czytam komentarze związane z akcją #różowaSkrzyneczka, która ma na celu zapobieganie ubóstwu menstruacyjnemu). Tymczasem szacunek dla własnej cielesności, dbanie o nią (w tym zdrowe odżywianie, ruch, ale również sprawianie sobie drobnych przyjemności) sprawia, że i nasze samopoczucie staje się lepsze. Niezbędna wręcz zdaje się zatem edukacja mająca na celu uświadomienie tego. Ale też taka, dzięki której potrafimy jasno stawiać granice i szanować wybory innych.
Przeczytałam ostatnio artykuł. Jego bohaterką była nieletnia mama (dziewczę miało 15 lat, gdy urodziło synka). Nastolatka w sposób bardzo wyważony (o ile to możliwe) opowiadała o swojej sytuacji, o opiece nad niemowlęciem, ale też o dzieciństwie i doświadczeniach z rodziny biologicznej a później z domu dziecka. Uderzyła mnie wzmianka związana z lekcjami Wychowania do Życia w Rodzinie. Zapytana przez dziennikarkę o to, czy wiedziała, że od pierwszej miesiączki może zajść w ciążę, przyznała, że tak. Dowiedziała się tego przy okazji wspomnianych wcześniej zajęć. W wywiadzie pada znaczące zdanie: “pokazano nam jak zakładać podpaskę, szkoda, że zapomniano o prezerwatywie”. Może to brutalne i sprowadzające zajęcia do jednego obszaru sformułowanie, ale jakże prawdziwe.
priorytety, priorytety…
Dywagujemy nad <priorytetami> ministerialnymi na rok 2021/2022. Oburza nas (lub nie) postawienie na pierwszym miejscu wspomagania wychowawczej roli rodziny m.in. przez prowadzenie zajęć wychowanie do życia w rodzinie. Zastanawiamy się, jak to możliwe, że doradca właściwego szkołom ministra sugeruje ugruntowanie cnót niewieścich. Niedowierzamy, że to wszystko ma miejsce. A jednak. Tymczasem, może warto pójść krok do przodu i po prostu opracować własny plan?
Dla mnie WDŻ to nie tylko godzinna pogadanka raz w tygodniu. To nieustanne pokazywanie, że każdy człowiek jest ważny. To wspieranie młodych, bez względu na płeć, wiek, orientację seksualną czy kolor skóry. Wszyscy jesteśmy ludźmi i wszyscy zasługujemy na szacunek. Zatem, w myśl innego powiedzenia, jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Jakie pokolenia opuszczą nasze mury, takie wartości będą obecne w przyszłych pokoleniach. Czyż nie?
PS Wiem. Różowe martensy, kolorowe trampki, tatuaże, czarne ciuchy i rude włosy. To wszystko nie przemawia za moim nauczycielskim profesjonalizmem. A jednak… Właśnie taka jestem. Ni mniej, ni więcej. I bardzo mi z tym dobrze 🙂
3 komentarze “ciało jest świątynią duszy”
swietny wpis pozdrawiam
Świetny artykuł! Ostatnio mam problem z samoakceptacją i rozumieniem swoich emocji. Muszę zrobić parę kroków w tył i się wyciszyć. Twój wpis dodał mi siły!
Ciało jest świątynią duszy, ale oczy jej zwierciadłem!
Piękny tekst 🙂 Pozdrawiamy <3