Zabieram się za ten wpis mniej więcej od środy, no może czwartku. Natłok myśli i uczuć nie pozwolił mi jednak na ubranie w słowa tego, co chciałabym napisać, więc… Dopiero dziś siadłam. I zebrałam to, co chciałabym Wam przekazać.
Czegoś takiego świat nie widział. Ostatni tydzień pamiętam jak przez mgłę. Nieustanna huśtawka. Najpierw zapewnienia, że wszystko pod kontrolą, następnego dnia odwołane wszystkie wyjścia i wyjazdy, a jeszcze kolejnego informacja o natychmiastowym zamknięciu szkół. Trudno nadążyć. Webinar za webinarem. Na gwałt organizowane szkolenia z narzędzi do pracy online. Nie wiadomo, gdzie się obrócić, by przed tym zamieszaniem uciec. A to dopiero początek.
stan nadzwyczajny
Już w środę od rana przeczuwałam, że decyzja o zawieszeniu zajęć wisi na włosku. Od ósmej rano ustalałam więc z kolejnymi grupami uczniów, jakie działania mają podjąć w najbliższym czasie. Zapowiedziałam też jasno: “bez względu na to, gdzie się spotkamy (w realu czy też nie), mamy do omówienia konkretne zagadnienia, bądźcie gotowi”. I przyznam szczerze, że nawet rozbawiło mnie twierdzenie jednej z klas:
Chyba tylko z Panią wyobrażamy sobie takie wirtualne lekcje, jako w miarę naturalne.
Skoro był plan, trzeba przejść do realizacji. I akurat o pierwszy tydzień naszego pozaszkolnego funkcjonowania nie za bardzo się boję. Dzieciaki wiedzą co mają robić i jak (znamy się już trochę i kryteria zostały jasno określone). Jesteśmy w stałym kontakcie, wiemy, że widzimy się na wideokonferencji. Większym niepokojem napawa mnie dalszy czas, ale i nad tym spróbujemy zapanować (nie wiem, jak Wy, ale ja zaczynam się przyzwyczajać do myśli, że te dwa tygodnie to dopiero początek).
wirtualne lekcje
Wspaniale się złożyło, ze w natłoku rozmaitych treści wpadłam już w czwartek rano na materiały Oli z bloga <Klikankowo>. Pokazywała w nich, jak prosto pracuje ze swoimi pierwszakami, układając dla nich tygodniowy plan zadań na czas zamknięcia szkół. Rozwiązanie mnie oczarowało (choć pewnie Wam <genial.ly> może być znane) i postanowiłam wykorzystać je, by i własnym uczniom przekazać ćwiczenia (będziemy je omawiać podczas wideokonferencji).I tak powstały cztery tygodniowe cykle lekcji. Możecie je obejrzeć <tu> i nic nie stoi na przeszkodzie, by z nich nie skorzystać 🙂 (przykładowy plakat z zadaniami macie poniżej).
Przy okazji zrodziła się jeszcze refleksja. Znów mam szansę obserwować, jak nauczycielski świat dzieli się na dwa obozy. W jednym znaleźli się “specjaliści” od pracy zdalnej. Zarzucają uczniów linkami i narzędziami. Wszystko jest potrzebne i ważne. W drugim obozie usadowili się ci, którzy zamierzają pracować tak, jak do tej pory: przeczytaj, rozwiąż zadania, prześlij rozwiązania. Standard, tyle że na odległość.
Do której z tych grup się zaliczam? Mam nadzieję, że do żadnej. Bardzo mi zależy, żeby w tym szalonym czasie młodzi ludzie mogli znaleźć we mnie oparcie, a w spotkaniach jakiś cień normalności. Zdania, które proponuję są różnorodne. Staram się jednak bazować na tym, co już znamy (nie szaleję z nowościami, nie ma takiej potrzeby). Przede wszystkim jednak, nie zostawiam ucznia samego sobie. Nie wiesz- napisz. Nie umiesz- zadzwoń. Jestem. I obym nie była w moim przekonaniu sama.
2 komentarze “wirtualne lekcje”
Przemyślane słowa, tylko pamiętajcie nikt do końca nie wie jak powinni postępować nauczyciele w tej nadzwyczajnej sytuacji. Zadania w padlciee to nadal zbiór linków. Dodatkowo komputer potrzebny.
Zadania na najbliższy czas, to wiadomości do powtórki. Z dalej, to materiał, który i tak trzeba będzie z uczniami omówić. Przy nakazie pozostania w domu nie widzę innej możliwości, niż praca przez Internet. I wiem, że nie każdy ma do niego dostęp. Nie wiem, jak to przeskoczyć, gdy nawet poczta przestaje działać 🙁