Pamiętam ze szkoły podstawowej, że lekcje poświęcone wierszom nie były moimi ulubionymi. Choć darzyłam moje nauczycielki polskiego sympatią, nie bardzo rozumiałam, o co w tym wszystkim chodzi. Co prawda był to czas, gdy powstawały moje pierwsze samodzielne poetyckie próby. Jednak rozmowa o tym, co autor miał na myśli, zawsze sprawiała mi kłopot. Dziś wiem, że to kwestia myślenia abstrakcyjnego i ograniczonych (jeszcze wtedy) możliwości młodego mózgu. Zależałoby mi jednak, by moi uczniowie nie odczuwali dyskomfortu w związku z omawianiem tekstów lirycznych. Zatem kombinuję…
Środki artystycznego wyrazu to taki typ teorii, która ma dla dzieciaków niewielkie przełożenie na ich funkcjonowanie w życiu. Często stwierdzają, że jest im to “potrzebne do niczego” i “nigdy poza szkołą nie będą o tym mówić”. Częściowo to prawda. W aspekcie czysto formalnym, jeśli nie zostaną nauczycielami lub literaturoznawcami, jest niewielkie prawdopodobieństwo tego, że jeszcze kiedykolwiek sięgną po nazwy typu: oksymoron, metonimia czy apostrofa. Tak na marginesie: metafory towarzyszą nam przez całe życie, o czym warto dzieciaki uświadamiać 😉
A jednak. Na zajęciach mierzymy się z teorią literatury. Czy nam się podoba, czy też nie. Warto zatem zadbać o to, by prezentowane przez nas treści miały na tyle ciekawą formę, by młode umysły zechciały po nie sięgnąć. Między innymi dlatego bardzo chętnie włączam elementy przekładu intersemiotycznego w rozważania o literaturze. Pozwala to działać na konkrecie, odwołać się do tego, co bardziej namacalne. Dlatego również bardzo chętnie wykorzystuję ostatnio klocki lego. Poza tym: wszyscy je kochają!
zbuduj to!
Plan był prosty. Najpierw przypomnieliśmy sobie, co już wiemy o środkach wyrazu artystycznego. Jakie znamy ich nazwy, czy potrafimy podać przykłady (to nie zawsze idzie w parze, ale o tym pewnie doskonale wiecie)? Wszystkie te informacje pojawiły się w postaci mapy myśli na tablicy. Rzecz jasna pojawiło się również pytanie: po co mamy to wiedzieć? Otóż, najprościej rzecz ujmując, dlatego, że język jest jedną wielką metaforą. I dzieciaki same są w stanie to wychwycić, szczególnie jeśli się je w tym kierunku nieco poprowadzi.
Po odpowiedniej dawce teorii przeszliśmy do kolejnego kroku, praktyki. Młodzi ludzie otrzymali treść wiersza “Tak samo” Ewy Lipskiej. Do tego zostali połączeni w zespoły i otrzymali po kilka garści Lego. Oraz polecenie: za pomocą klocków przedstawcie, o czym mówi podmiot liryczny. Tylko tyle i aż tyle. Gotowe instalacje miały jeszcze zostać przez młodych ludzi sfotografowane i zatytułowane (co wymagało edycji zdjęcia i naniesienia tekstu). Po raz kolejny okazało się, że działania polonistyczne mogą wspaniale wspierać rozwój innych, życiowych kompetencji.
Po upłynięciu wyznaczonego czasu zabraliśmy się za omawiania efektów budowania. Każda grupa opowiadał krótko o własnym+ dziele, uzasadniając swoją wizję odpowiednimi fragmentami z tekstu. Było to bardzo ciekawe i pouczające dla wszystkich doświadczenie. Całkiem jak w wierszu, okazało się, że choć wszyscy pracowali z tym samym materiałem, efekty były różne. Zespoły wybrały różne elementy do zaprezentowania, bo każdy ma inną wrażliwość. I tą wrażliwością właśnie się dzielił.
cel uświęca środki
Ważne jest jednak to, co stanowiło podsumowanie naszej pracy. Na bazie teoretycznej powtórki oraz praktycznej interpretacji młodzi ludzie mieli napisać krótkie notatki. Zgodnie z kryteriami powinny znaleźć się w nich odniesienia do budowy utworu, przykłady wykorzystanych środków artystycznych oraz elementy interpretacji. A wszystko zamknięte w nie mniej niż 150 słowach. Czy to łatwe zadanie? Sami oceńcie. Dzieciaki podołały 🙂
Zapytacie być może, po co się tym z Wami dzielę? Zasadniczo to nic odkrywczego. Pomyślałam jednak, że warto podkreślać celowość wprowadzanych na zajęciach działań. Często wykorzystujemy jakąś metodę lub formę pracy, bo wydaje nam się atrakcyjna. Tyle, że za tą atrakcyjnością niewiele idzie. Tymczasem chodzi o to, byśmy za każdym razem stawiali sobie pytanie: po co? I znali na nie odpowiedź 🙂