
Panowanie nad czasem to jedna z tych umiejętności, z którą każdy przyszły adept sztuki nauczycielskiej powinien kończyć edukację. Nie zawsze jednak tak się dzieje. A nawet jeśli posiądziemy wiedzę, jak radzić sobie z upływającymi minutami, nie zawsze potrafimy tenże upływ sygnalizować uczniom. A rozwiązanie może okazać się na być blisko, całkiem na wyciągnięcie ręki.
cisza na morzu…
Od początku września nie ma w mojej szkole dzwonków. Niby nic takiego, a jednak czuć różnicę. Wbrew pozorom dajemy radę sprawnie funkcjonować 🙂 Nie to jednak będzie tematem wpisu. Bo odmierzanie 45 minut to jedno, a wyznaczenie czasu na wykonanie konkretnego zadania, to coś zupełnie innego.
Jak być może wiecie, lubię pracować przy dźwiękach muzyki. Stworzyłam sobie kilka sprawdzonych list z dopasowanymi utworami, dzięki którym łatwiej mogę się skoncentrować i pisanie idzie sprawniej (nie sugerujcie się ostatnimi wynikami na stronie, pochłonęły mnie inne zadania 😉 ). Zdecydowałam się więc na przeprowadzenie małego eksperymentu…
czasoumilacze? czy czasomodmierzacze?
Każdy z zespołów, z którymi się spotykam na zajęciach, otrzymuje czasami ćwiczenie, wymagające pracy indywidualnej. Zwykle na jego wykonanie otrzymują około dziesięciu minut (oczywiście jeśli nie jest to dłuższa praca pisemna). Podczas jednego z takich zadań oznajmiłam klasie czwartej, że mają tyle czasu, jak długo trwać będzie muzyka.
Wcześniej znalazłam odpowiednie utwory (głównie muzyka relaksacyjna, utwory na pianino lub spokojny jazz), kierując się nie tylko doborem dźwięków, ale również czasem ich trwania (od około pięciu do około dwudziestu pięciu minut). Po wciśnięciu guzika “play” zapanowała magia 🙂 Skupienie na wykonaniu zadania, cisza w sali, zatopienie się w wykonywaniu zadania. To korzyści widoczne gołym okiem.
Mam jednak swoje ukryte zamiary, proponując młodym ludziom taką formę wyznaczania czasu na pracę. Okazuje się, że muzyka bardzo korzystanie wpływa na rozwój mózgu. Obcowanie z nią powinno być zatem absolutnie obowiązkowe. Poza tym bardzo zależy mi na tym, by dzieciaki wyszły ze znanych sobie schematów i przyzwyczajeń (również tych z zakresu muzycznego). Być może poznają na moich zajęciach gatunki, z którymi nigdy nie spotkałyby się gdzieś indziej.
łagodzi obyczaje?
Wstępne wyniki eksperymentu muzycznego oceniam bardzo pozytywnie. Do tego stopnia spodobał się on uczniom, że podczas jednej z kolejnych lekcji, gdy zapytałam, czy włączyć muzyczkę, jednogłośnie odpowiedzieli: TAK.
Oczywiście, nie wykluczam sytuacji, w której płynące dźwięki będą komuś przeszkadzały. Bardzo bym chciała, by miał wtedy możliwość wykorzystania słuchawek (takich, które wytłumiają otoczenie). Myślę, że wprowadzenie takowych na zajęcia, będzie kolejnym krokiem 🙂 Póki co, wybieramy się jednak w muzyczne podróże. I bardzo nam z tym dobrze 😀
