
Jestem wielką fanką słuchowisk. Zarówno w ich tradycyjnej wersji, z podziałem tekstu na role i odpowiednią oprawą dźwiękową, jak uproszczonych audiobooków. I o tym właśnie miałam okazję ostatnio opowiadać.
Moja przygoda ze słuchowiskami, zwanymi również teatrem wyobraźni, rozpoczęła się jeszcze w czasach studenckich. Dzięki wspaniałej prof. Elżbiecie Pleszkun- Olejniczakowej, zainteresowałam się tematem widowisk radiowych tak bardzo, że aż napisałam o nich pracę magisterską 🙂
wiersz dźwiękiem ilustrowany
Potem trafiłam do szkoły (zupełnie tak, jak sobie wymarzyłam) i na chwilę “odłożyłam” te zainteresowania. Od jakiegoś czasu jednak często i chętnie tworzę z uczniami różnego typu książki dźwiękowe. Czasami są to ilustrowane baśnie (przykład znajdziecie <tu>). Kiedy indziej zabieramy się za tworzenie własnych wersji znanych i mniej znanych polskich legend (jak choćby w projekcie <Usłysz legendę>). Czasami tworzymy też po prostu <rysunkowo-dźwiękową oprawę wiersza>.
Nic więc dziwnego, że kiedy organizatorzy I Konferencji Budzących się Polonistów zaproponowali mi poprowadzenie warsztatu, moje myśli natychmiast poszybowały w kierunku zabawy dźwiękami. Ponieważ zajęcia dla nauczycieli miały trwać około godziny, zdecydowałam się na coś nieskomplikowanego.
Tym razem poprosiłam uczestników o stworzenie ilustracji do utworu poetyckiego. Bardzo mi zależało, żeby przekonać polonistów do tego, że aby powstało małe dzieło, wystarczy mieć telefon z dyktafonem (niemal każdy dysponuje takim sprzętem). Dodając do tego biały papier i mazaki, otrzymujemy bardzo przyjemny “produkt”. Najważniejszym jest jednak to, że właściwie każdy może taki przygotować.
Jak pracowaliśmy nad ilustrowanym audiobookiem? Zaczęliśmy od głośnego odczytania tekstu. Podzieliliśmy go na obrazy poetyckie. Zapisaliśmy je na tablicy i rozdysponowaliśmy pomiędzy uczestników (każdy opracowywał jeden, krótki fragment). Rysunki sfotografowaliśmy. Następnie nagraliśmy dźwięk. Korzystając z zestawu słuchawkowego (a właściwie mikrofonu) zarejestrowaliśmy deklamację (znów każdy czytał po “kawałku”).
Ostatni krok polegał na złożeniu wszystkiego w programie Movie Maker (z żalem muszę przyznać, że od jakiegoś czasu nie można go już pobrać 🙁 ). Tu ustawiona została długość wyświetlania zdjęć, przejścia pomiędzy kolejnymi scenami, dołączono dźwięk i napisy. I niestety tej części nie zdążyliśmy wykonać w piątek, ale najważniejsze, że się udało 😀
Oto przed Wami kolejna interpretacja “Pana od przyrody” Zbigniewa Herberta.
Łatwo się domyślić, że to jeden z moich ulubionych liryków. Często do niego wracam 🙂 W tym miejscu pragnę gorąco podziękować zarówno uczestnikom warsztatów, jak i organizatorom konferencji. Bez Was to dzieło by nie powstało.
A tak na marginesie. Czy i Wy mieliście tak intensywny marzec, że z radością go żegnacie? Wydarzyło się wiele fantastycznych rzeczy, ale tempo… Dobrze, że wszyscy to przeżyli 😉
