Taka myśl przyświecała mi podczas jednych z zajęć z maturzystami. Czasu do egzaminu coraz mniej, a ja wciąż mam poczucie, że można by było tyle zrobić. Po raz setny przypomnieć środki artystycznego wyrazu. Po raz dwustetny omówić najważniejsze poglądy i teksty poszczególnych epok. Przyjrzeć się znów rodzajom i gatunkom literackim. Jak nad tym zapanować?
Aby usystematyzować powtórki oraz uwidocznić najważniejsze, podstawowe elementy, sięgnęliśmy po mapę myśli. Pośrodku zamieściliśmy napis literatura i odprowadziliśmy od niego najważniejsze dla nas kwestie.
Przy okazji tworzenia mapy toczyliśmy rozmowę. Co warto uwzględnić? Dlaczego te, a nie inne informacje powinny się na niej znaleźć? Kogo musimy wspomnieć, a kogo pominąć? Nie były to łatwe decyzje. Zakopani w kolorowych czasopismach, podręcznikach i pomysłach, powoli stworzyliśmy coś, co wydało się zadowalające.
Gotowe dzieło zawieszone zostało w widocznym miejscu w pracowni. Teraz każdy, kto do niej wchodzi, mimochodem zerka na zawarte w mapie informacje. Oby się opatrzyły i utrwaliły (nie tylko w głowach trzecioklasistów).
A jaki są Wasze doświadczenia z rysunkowymi notatkami? Sprawdzają się, czy niekoniecznie?
3 komentarze “Zmapowana literatura”
Sprawdzają i to bardzo, ale uczniów trzeba systematycznie wdrażać do takiego sposobu notowania a przez to i utrwalania wiadomości, jednorazowa "akcja z mapką" niewiele daje.
Dlatego planuję świadomy kurs tworzenia map dla moich uczniów. Może i ja dowiem się czegoś interesującego 🙂
Nie doceniałam map myśli dopóki nie zaczęłam studiować. Tymczasem podczas sesji okazały się niezastąpione. Dzięki nim nauka była i efektywna i przyjemna – bo tu trzeba sporo rzeczy przemyśleć, a nie wykuć i umysł się nie nudzi. ; )