zielony ołówek w służbie ortografii

metoda zielonego ołówka

Znacie kogoś, kto lubi pisać dyktanda? Ja też nie. Są jednak sposoby na to, by oswajać ortograficznego potwora. Jednym z nich jest wykorzystanie metody zielonego ołówka.

O metodzie zielonego ołówka słyszałam i przeczytałam bardzo wiele. Ze zrozumieniem podchodziłam do tego pomysłu, jednak sama nie miałam okazji, aby go wypróbować. Do czasu. Momentem przełomowym okazała się niechęć własnego dziecka do pracy nad zgłębianiem zasad pisowni. Mówiąc krótko: Panicz uznał, że nie cierpi dyktand (nie dał się przekonać, że to ważne i potrzebne, aby poprawnie pisać).
W jaki sposób uświadomić dziecku, że jego praca jest wartościowa i nie warto jej porzucać? Najlepiej pokazując, jak wiele już potrafi ? Ćwiczenie zaczęliśmy od przeczytania (cichego i głośnego) krótkiego tekstu zawierającego trudności ortograficzne. W tym celu wyciągnęłam z szafki moja starą książkę z wierszykami, dzięki której własne zmagania wspominam raczej z uśmiechem (wszak to “Ortografia i gramatyka na wesoło” Witolda Gawdzika).
Po zapoznaniu się z fragmentem, przeszliśmy do dyktowania. Ponieważ Panicz dość dobrze radzi sobie z pisaniem ze słuchu, nie trwało to przesadnie długo. Kiedy wszystkie słowa znalazły się w zeszycie, Syn otrzymał zielony długopis i miał za zadanie podkreślić wyrazy, które zapisał poprawnie (porównując własny zapis z tym, który był w książce). Szybko okazało się, że większa część dyktanda jest bezbłędna.
A co z odnalezionymi usterkami? Zaznaczyliśmy je innym kolorem (to nasza wariacja na temat metody, <tu> przeczytacie jak wygląda ona w oryginale). Okazało się, że wkradł się tylko jeden błąd ortograficzny,  a pozostałe dwa to kwestia zjedzenia literki lub łączne zapisanie cząstki “nie” z czasownikiem (takiej wiedzy dziecię może jeszcze nie posiadać). Dla utrwalenia właściwej pisowni Panicz przepisał pod dyktandem słowa, które sprawiły kłopot. 
Co zyskaliśmy? U dziecka przekonanie, że jednak całkiem dobrze sobie radzi. Mam nadzieje, że dzięki temu nabierze więcej pewności siebie i z mniejszą niechęcią podejmie kolejne próby. Poza tym taka praca daje poczucie sprawczości i uczy odpowiedzialności (wszak Syn musiał sam sprawdzić, co wcześniej napisał). A ja sprawdziłam, że metoda rzeczywiście warta jest uwagi i wprowadzenia na zajęcia. Co o tym myślicie?
PS Mam wielka ochotę przygotować jeszcze karty z obrazkami i wprowadzić teatrzyk kamishibai jako ilustrację do ortograficznego wierszyka. Przewiduję dobrą zabawę ?
asia krzemińska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

10 komentarzy “zielony ołówek w służbie ortografii”